Podkład przeznaczony dla nastolatek? - Fluid Matujący od Under Twenty.

Hej!
Planowałam szybciej dodać post, ale miałam strasznie dużo nauki w tym tygodniu i mi się nie udało. Mniejsza z tym zapraszam do przeczytania postu. :)
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją podkładu. Nie był on idealny, ale jakoś specjalnie nie też. Kupiłam go kiedyś pod wpływem chwili sprawdzając kolor na ręce, który okazał się idealny. Z racji, że produkt mi się skończył, a już go wycofują i zmieniają na nowy, postanowiłam wycisnąć jego resztkę i napisać o nim. Przepraszam, za jakość zdjęć. Niestety muszę je robić z lampą plus moje światło w pokoju i zdjęcia wychodzą prześwietlone. Po tym długim wstępie zapraszam na recenzję. :)
Produkt znajduje się w plastikowym, szaro-srebrnym opakowaniu. Niestety nie widać w nim ile zostało nam fluidu, co dla mnie jest minusem. Wydobywamy go za pomocą pompki, która dobrze działa nie zacina się. Niestety musimy nauczyć się ile potrzebujemy podkładu, bo jedno naciśnięcie daje produktu, który wystarczył by mi na dwa razy. Tak w połowie czasu użytkowania go, nauczyłam się jak naciskać, aby dostać odpowiednią ilość. Bo ja jeśli używam podkładu czy to pudru, używam jednego, nawet jak mam kilka i coś mi nie pasuje, żeby to szybciej skończyć. Nie lubię wywalać kosmetyków, a nie mam komu oddać. Odcień jaki ja posiadam to numer dwa o nazwie naturalny. To taki odpowiedni kolor na ten przejściowy okres zima/wiosna, jesień/zima. Latem jestem opalona i potrzebuje czegoś ciemniejszego, a zimą czegoś jasnego. Jestem dość żółta i na początku myślałam o numerze trzy, ale stwierdziłam, że będzie on za ciemny i miałam rację. Wygląda on tak:
Teraz przepraszam, za moją ubrudzoną rękę, ale byłam w rossmanie i same wiecie jak to się kończy.
Kolor nie oksyduje, co jest dla mnie bardzo ważne. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia po nałożeniu i po jakimś czasie, więc musicie mi uwierzyć. Ja nakładam podkład palcami, bo mi tak najwygodniej i twierdzę, że tak wygląda jak najbardziej naturalnie. Bywały dni, że zapomniałam o kremie rano (mój mały grzech dla cery) i wtedy nakładanie tego produktu to katorga. Było czuć pod palcami "ten mat" suchość tego produktu, którą było również czuć na twarzy do momentu, aż nie psiknęłam na twarz mgiełką. W sumie przy użyciu kremu, a potem nakładaniu fluidu też było czuć tą suchość produktu, która miała dawać mat, ale nie było to tak bardzo irytujące jak przy pierwszej sytuacji. Jeśli chodzi o matowość produktu, to ona była, ale i tak się trochę świeciłam w strefie T. Czy zakrywał niedoskonałości? Niezbyt, bo i tak musiałam używać korektora, chociaż jeśli coś nie było dużego to dawał sobie radę. Zapach był grejpfrutowy tak jak obiecał producent. Tutaj macie dość długi skład, jeśli by to kogoś interesowało:
Podsumowując ten fluid, nie był zły mimo swoich wad, bo trzymał się te 10 godzin poza domem. Czy bym kupiła go ponownie? Chyba nie, teraz bardziej ciekawi mnie ten nowy podkład od U20. Możecie się go spodziewać w denku. I teraz mam kłopot, bo ten się skończył, a jaki ja mam kupić następny. To dopiero jest wyzwanie. Za dużo jest tego dostępne. Teraz pora na takie moje małe przemyślenie:
Myślę, że firma ta jest znana każdej nastolatce, bo pierwszy trądzik i sięgamy po produkty do tego przeznaczone, a U20 posiada tylko takie. Tak przynajmniej było u mnie w wieku 13 lat i po tych 5 latach wracam do firmy z sentymentem. A no i zapomniałabym o najważniejszym, dla młodych dziewczyn zaczynających przygodę z nakładaniem podkładu - nie nadaje się, jest strasznie ciężki i trzeba się nauczyć jak z nim obchodzić.
Jeśli Wytrwaliście do końca tego posta, przez moje dzisiejsze "rozgadanie się" to gratuluję. :)  Pozdrawiam i do następnego,
Agula.


Komentarze

  1. Ja jakoś nie jestem przekonana do kolorówki U20. Ale żele do mycia twarzy tej firmy bardzo lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ofertę tej marki, ale akurat nie kolorówkę

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz